Wędrówki za granicę owocują… Jednym z owoców zeszłorocznego wyjazdu na Vezelay było poznanie belgijskich wędrowników, którzy opowiedzieli nam o swojej pielgrzymce – Avioth. Zaciekawienie szybko przerodziło się w wyszukiwanie informacji o „katedrze pól księżycowych” i w co raz bardziej konkretne marzenia i plany dotyczące wyjazdu.
Sam wyjazd był prosty, od udziału w wędrówce dzieliło nas w końcu tylko 1,5 tysiąca kilometrów w jedną stronę, żadna przeszkoda dla szefów z Kręgu św. Franciszka, tym bardziej, że w drodze znalazła się chwila na zwiedzenie Koblencji. Po przyjeździe na miejsce od razu odczuliśmy gościnność i otwartość Belgów. Gdy szliśmy wzdłuż drogi na miejsce pierwszego noclegu – ponad 900-letnie opactwo w Orval zatrzymał się obok nas jeden z organizatorów pielgrzymki dopytując się czy wszystko w porządku i czy chcemy podwózki, jednak nie wiedział on jaka to ulga przejść kilka kilometrów po ponad dobie spędzonej w samochodzie… Pierwszy wieczór to ognisko ze śpiewami i grami, których w Polsce nie uświadczysz oraz świadectwami szefów podejmujących Wymarsz. Ponownie Belgowie wykazali się niezwykłą troskliwością i ofiarowując swoje tłumaczenie pilnowali, żeby każde świadectwo było dla nas zrozumiałe. Po ognisku natomiast zaczęła się cisza trwająca aż do pierwszych słów porannej modlitwy, kolejna rzecz, o którą w Polsce trudno. Drugi dzień pielgrzymki to wymagająca pogoda z deszczem i silnym wiatrem, orzeźwiająca kąpiel w lodowatej rzece, ale przede wszystkim ponownie rozmowy z naszymi belgijskim braćmi, w drodze i na postojach, te przy posiłkach i te spontaniczne np. gdy zostaliśmy poczęstowani pieczonymi kasztanami. Wieczór zaznaczy się w naszej pamięci procesją, Wymarszami 5 wędrowników oraz czuwaniem, natomiast noc porywistym wiatrem i tym niezapomnianym wrażeniem, co to znaczy obudzić się i zorientować, że twój namiot nie ma ściany. Ostatni dzień rozpoczął się Mszą św. pod przewodnictwem abp Treanora, po której odbył się apel końcowy, na którym zachęcaliśmy Belgów do przyjazdu na nasz polski św. Krzyż i sądząc po entuzjastycznych reakcjach nie będzie to zaproszenie bez odzewu.
Sam wyjazd był prosty, od udziału w wędrówce dzieliło nas w końcu tylko 1,5 tysiąca kilometrów w jedną stronę, żadna przeszkoda dla szefów z Kręgu św. Franciszka, tym bardziej, że w drodze znalazła się chwila na zwiedzenie Koblencji. Po przyjeździe na miejsce od razu odczuliśmy gościnność i otwartość Belgów. Gdy szliśmy wzdłuż drogi na miejsce pierwszego noclegu – ponad 900-letnie opactwo w Orval zatrzymał się obok nas jeden z organizatorów pielgrzymki dopytując się czy wszystko w porządku i czy chcemy podwózki, jednak nie wiedział on jaka to ulga przejść kilka kilometrów po ponad dobie spędzonej w samochodzie… Pierwszy wieczór to ognisko ze śpiewami i grami, których w Polsce nie uświadczysz oraz świadectwami szefów podejmujących Wymarsz. Ponownie Belgowie wykazali się niezwykłą troskliwością i ofiarowując swoje tłumaczenie pilnowali, żeby każde świadectwo było dla nas zrozumiałe. Po ognisku natomiast zaczęła się cisza trwająca aż do pierwszych słów porannej modlitwy, kolejna rzecz, o którą w Polsce trudno. Drugi dzień pielgrzymki to wymagająca pogoda z deszczem i silnym wiatrem, orzeźwiająca kąpiel w lodowatej rzece, ale przede wszystkim ponownie rozmowy z naszymi belgijskim braćmi, w drodze i na postojach, te przy posiłkach i te spontaniczne np. gdy zostaliśmy poczęstowani pieczonymi kasztanami. Wieczór zaznaczy się w naszej pamięci procesją, Wymarszami 5 wędrowników oraz czuwaniem, natomiast noc porywistym wiatrem i tym niezapomnianym wrażeniem, co to znaczy obudzić się i zorientować, że twój namiot nie ma ściany. Ostatni dzień rozpoczął się Mszą św. pod przewodnictwem abp Treanora, po której odbył się apel końcowy, na którym zachęcaliśmy Belgów do przyjazdu na nasz polski św. Krzyż i sądząc po entuzjastycznych reakcjach nie będzie to zaproszenie bez odzewu.
Avioth było dla nas niezwykłym przeżyciem, wielką inspiracją i czymś co zostanie z nami na długo. Jadąc na Vezelay pamiętajmy, że nie tak daleko stąd odbywa się pielgrzymka, która może nie jest równie spektakularna, ale pozwala na takie przeżycie wymiaru europejskiego, jakie nie jest możliwe w żadnym innym miejscu.
Andrzej Domagała
Wędrówka do Katedry pól księżycowych